ZDZISŁAW BEKSIŃSKI
Moje obrazy powinny być postrzegane nie jako dzieło sztuki, ale powiedzmy jako krajobraz, który widzimy za oknem.
Zdzisław Beksiński – jeden z najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych polskich malarzy. Jego prace są powszechnie rozpoznawalne na całym świecie, wielu uznaje je za wyjątkowe.
Od najmłodszych lat malowałem. Rysowałem oficjalnie uwspółcześnione, ale zrzynane z Grottgera sceny partyzanckie, a ponieważ „Playboy” wtedy nie istniał, więc wykonywałem też nieoficjalnie rozmaite rysunki, które zdobyły aplauz u kolegów, ale nie u księdza. Był pierwszym, który się na mnie naprawdę poznał, grzmiąc z ambony w trakcie rekolekcji: „Jest tu jeden taki między wami, który robi takie ohydne rysunki”. Ławki w kościele zaczęły trzeszczeć, inni uczniowie obracali się w moim kierunku: „Synu, ja ci przepowiadam, ty umrzesz, a twoje wstrętne dzieła gorszyć będą jeszcze pokolenia”.
MALARSTWO
Zacząłem malować, maluję, i będę zapewne malować z dwóch powodów. Pierwszy jest przyczyną, drugi jest celem. Przyczyna jest czymś niedającym się przeanalizować, jest tajemnicza i ginie w mrokach wczesnego dzieciństwa. Mogę się najwyżej niejasno domyślać, co spowodowało, iż od najwcześniejszego dzieciństwa miałem po prostu pociąg do rysowania wszystkiego, co przyszło mi do głowy.
Lata przyzwyczajenia się i utwierdzenia w stereotypie wytworzyły niedającą się niczym zastąpić potrzebę tworzenia. Cel zaś tworzenia jest trochę beznadziejny, trochę cyniczny. Beznadziejny, bo chciałbym w ten jedyny dostępny sobie sposób zwalczyć śmierć i zostać pod postacią obrazów, a cyniczny, bo zdaję sobie sprawę, że właśnie dzieło sztuki jest jedyną ze świętych krów kultury europejskiej i jako święta krowa ma większe szanse niż cokolwiek innego na szacunek, opiekę i przetrwanie.
WIZJA
Wizja, która stoi u początku poznania obrazu, i którą od biedy można nazwać także pomysłem, jest jakby-obrazem czegoś, co istnieje w jakby-rzeczywistości i co w sposób niedookreślony, jeżeli idzie o lwią część szczegółów, pojawia się błyskawicznie w moim umyśle jako zamknięta całość. Tylko malować.
Niestety wyraźnie widać tylko niektóre rzeczy, czasem tak niepełne wizualnie jak „ruch pełen lęku” lub „gest pełen dumy”. Zazwyczaj widać więcej, ale i tak w wielu miejscach po prostu albo nic nie ma, albo jest coś niedookreślonego, czego nie udało się dokładnie zarejestrować w pamięci w czasie trwania wizji, które jest zazwyczaj niesłychanie krótkie, najwyżej sekunda.
![Beksiński](https://beks.pl/wp-content/uploads/2015/05/beks_foto_banach2.jpg)
Beksiński nie lubił publicznych rozmów o swoich obrazach. Bał się, że to, co powie, zostanie później przetworzone, skrócone, wyjęte z kontekstu. Być może wynikało to też z tego, że olbrzymi procent jego twórczości rodził się z podświadomości i on sam musiałby wymyślać do swoich obrazów jakieś interpretacje. Po co? Obraz jest do oglądania nie do interpretacji.
![](https://beks.pl/wp-content/uploads/2015/05/piotr_zdjecie.jpg)
Gdybym posiadał obrazy Picassa lub Leonarda da Vinci to bym zaraz je oddał na aukcje i dobrze sprzedał, aby za te pieniądze kupić obrazy Beksińskiego, których jeszcze nie posiadam i wybudować im wielkie, piękne muzeum.